NAJNOWSZE WIADOMOŚCI FINANSOWE
Efekt śmierci: jak zarabiać na rynku sztuki?
Im głębiej pandemia pogrąża gospodarkę, tym więcej pieniędzy płynie na rynek sztuki. I coraz więcej osób pyta: nie znam się, ale może zarobię? Eksperci dobrych wieści nie mają. Choć niekiedy da się zarobić. Najlepiej na śmierci.Czy do galerii sztuki warto przenosić maniery z parkietu, spekulując na podstawie surowych danych? Nic głupszego – utnie wątek każdy z ekspertów. Głównie dlatego, że rynek dzieł ani nie powinien nigdy obiecywać stopy zwrotu po roku, ani mamić szeroko zakrojoną prognozą hossy.Z aukcyjnych danych wynika jednak, że w okresie pandemii popyt na sztukę wzrósł. Wyraźnie przybyło kupujących, którzy upatrują w obrazach stabilnej lokaty na niepewne czasy.Dane o sprzedaży wskazują, że cenę podnosić może na przykład wystawa, film albo… śmierć artysty zakomunikowana w mediach. Czy kiedy autor umiera, niezawodnie drożeją jego dzieła?Nietrafiony prezent? Możesz na nim zarobićNiekoniecznie, chociaż przykładem takiej sytuacji była reakcja rynku na odejście Edwarda Dwurnika, słynnego portrecisty miast, minionego ustroju i tulipanowych łąk. Dla czystej statystyki, z dorobku artysty wybrać można wyłącznie obrazy podobnych rozmiarów, które zapełniał rzędami czerwonych tulipanów.W październiku 2018 r. obrazy osiągały ceny 9500 zł oraz 10 000 zł. To było przed śmiercią artysty. Ledwie miesiąc później, już po odejściu malarza, tulipany zdrożały do 43 000 zł. Z kolei w październiku 2020 roku kwiatowe pole w kolorze pomarańczowym wylicytowano do 85 000 zł. Katalogi zamiast nekrologówIdąc tym tropem, warto skonfrontować teorię z przypadkiem bieżącym: w listopadzie odszedł Stanisław Fijałkowski. Czy spekulacja na rynku jego prac dowiedzie więc inwestorskiego sprytu czy wyłącznie braku taktu? Żeby to rozstrzygnąć, trzeba zestawić ze sobą przede wszystkim dorobki tych dwóch artystów: Edwarda Dwurnika i Stanisława Fijałkowskiego.Jak podają rejestry bazy Artprice, w tym roku na aukcjach wylicytowano ponad 180 dzieł pierwszego i zaledwie 32 drugiego. Sztuka Stanisława Fijałkowskiego jest wobec tego trudniej dostępna, bardziej kosztowna, a przede wszystkim wymagająca innego odbioru niż szeroko rozpoznawalna seria pikantnych tulipanowych rabat.Według sprzedażowych danych, w horyzoncie kilku lat również zdrożała, choć trudno oczekiwać, że przy tak wysublimowanym dorobku śmierć autora poskutkuje jego wzmożoną popularnością.- Sztuka profesora Fijałkowskiego kieruje całkowicie inny przekaz niż malarstwo, które jest na rynku najpopularniejsze – należy ją czytać jak niedosłowne wiersze, które mimo braku dobitnych znaczeń poruszają głębokie emocje – pisze Sławomir Górecki, kolekcjoner i właściciel stołecznej Piękna Gallery.Gdzie wobec tego wypatrywać jaskółek, zwiastujących wzrost popytu na sztukę? Zdaniem ekspertów, w zapowiedziach wernisaży.- Jako organizator wielu zagranicznych wystaw Stanisława Fijałkowskiego za najgłośniejszy sukces uważam tę, która odbyła się w 2017 r. w Nowym Jorku. Najpoczytniejszy branżowy serwis Artnet zaliczył ją wtedy do najwartościowszych wydarzeń w mieście, a warto dodać, że samych wystaw odbywa się w nim czasem około 800 jednocześnie. Malarstwo polskiego artysty docenione zostało wtedy przez nowojorskich krytyków, choć nie było im zresztą zupełnie obce, bo prace profesora Fijałkowskiego zdobią już kolekcje słynnych muzeów, od Nowego Jorku po Moskwę – dodaje Sławomir Górecki.Mamy więc dwa czynniki, które „podbijają” ceny dzieł – śmierć artysty oraz wystawa jego prac. Pora na teorię, jak na ceny sztuki przekłada się kinematografia.Kaskaderski skok o 800 proc.W ostatnich latach powstały dwie produkcje o polskiej sztuce – „Ostatnia rodzina” o Zdzisławie Beksińskim oraz „Powidoki” o Władysławie Strzemińskim.Premiera pierwszego filmu przypadła na wrzesień 2016 r. i bez wątpliwości można stwierdzić, że ożywiła rynek prac Beksińskiego. Wówczas liczba wylicytowanych dzieł artysty potroiła się, a średnie ceny malarstwa wkroczyły w solidny wzrostowy trend. Efekt? W styczniu tego roku na jednej z warszawskich aukcji obraz autora ustanowił rekord 340 000 zł.Film, w którym przewijały się prace Beksińskiego poprzedził następny rynkowy przebój – „Powidoki”, które trafiły do kin na samym początku 2017 r. Andrzej Wajda oddał w nim gorycz powojennego życia Władysława Strzemińskiego. Rynek aukcyjny zareagował gwałtownie: obrót pracami łódzkiego awangardzisty w 2017 r. wzrósł o ponad 800 proc. względem średniej z dziesięciu poprzednich lat.Problem w tym, że dzieła tego artysty i tak niezwykle rzadko trafiają do obiegu, a obraz olejny przypominający ten z filmu pojawił się ostatnio na aukcji w Wiedniu. I to ponad dekadę temu.Choć rynek prac awangardzisty z Łodzi może się wydawać ilościowo skromny, zawsze można się pokrzepić ogólnoświatową reakcją na film „Dziewczyna z perłą”. Trudno pewnie o kolekcjonera, który nie skojarzyłby go z geniuszem Holendra Johannesa Vermeera.Tuż po premierze w kinie olejne dzieło artysty osiągnęło pułap 14,5 mln funtów. Użyteczność tej informacji jest jednak marna, jeśli sprawdzimy, że na rynku aukcyjnym w ostatnich dwudziestu latach wylicytowano zaledwie dwa jego obrazy.Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Source link